Ta książka wpadła mi w ręce przez przypadek! Ale jak już zobaczyłam w Internecie jej okładkę, to nie mogłam się od niej uwolnić. Zamówiłam ją więc ” w ciemno” bez zaglądania do środka i niecierpliwie czekałam na jej przybycie.
Dlaczego tak?
W Lizbonie (i na południu Portugalii) byłam tylko raz i to dosyć dawno temu. Był grudzień, święta Bożego Narodzenia, a my mieszkaliśmy wtedy przez chwilkę w Hiszpanii, w Andaluzji (kiedy tam poleciałam pierwszy raz wpadłam, jak śliwka w kompot, a właściwiej będzie powiedzieć, jak lód do gazpacho). Była to miłość absolutna i natychmiastowa i tak pozostało. Jednak pewnego dnia padła decyzja o powrocie do Polski, więc podjęliśmy decyzję, że koniecznie, ale to koniecznie trzeba przed wyjazdem odwiedzić sąsiadującą Portugalię (tym bardziej, że zawsze chcieliśmy to zrobić).
Wynajęliśmy więc samochód na parę dni i ruszyliśmy. I tu muszę napisać, że Lizbona zdobyła moje serce. Pokochałam to miasto. Za wszystko. Ale chyba najbardziej za niebieskie azulejos i słodycze. To ten rodzaj miast, który odpowiada mi najbardziej. Nie wszystko jest w nim odnowione, patyna czasu pokrywa budynki, graffiti dodają im nonszalancji, a fado melancholii. Lizbonę znałam dużo wcześniej z cudownego filmu Wima Wendersa “Lisbon Story”, który absolutnie uwielbiam! A sceny, w których Teresa z Madredeus śpiewa we wnętrzach, gdzie ściany zdobią azulejos, mogłabym oglądać na okrągło 🙂
Dlatego też niebieska okładka spowodowała, że dokonałam zakupu impulsywnego.
I w żaden sposób go nie żałuję!
Autor Bartek Kieżun pisząc o swojej miłości do Oceanu i Portugalii absolutnie mnie zachwycił. Muszę napisać, że każde, dosłownie każde napisane w tej książce słowo sprawiało mi czystą przyjemność. A ile się przy tej książce naśmiałam! Połączenie przepisów i opisów miejsc (gdzie jedzenie jest równie ważne, jak dane miejsce) dla mnie jest strzałem w dziesiątkę.
A miłość do Oceanu rozumiem (i to jak!), bo kiedy pierwszy raz go zobaczyłam w Andaluzji, już za Tarifą, to dosłownie oniemiałam.
W książce cudowne jest również to, że Bartek Kieżun pokazuje, że łączenie kultur, szacunek do innych oraz ciekawość świata może nas tylko wzbogacić! Przy okazji, jako projektantka wnętrz mogłam przeczytać też parę ciekawych rzeczy o rękodziele i rzemiośle. Te elementy były dla mnie też ważne, gdy mieszkałam w Andaluzji.
Przepisy są świetne (no i ta kolendra prawie wszędzie, też bez niej nie mogę żyć :)). Część znam, bo wiele tych dań występuje również w Hiszpanii. Część mam zamiar wypróbować już za chwilę. Tylko nie wiem jeszcze od czego zacznę 🙂
Na koniec parę zdjęć z “mojej” Portugalii, a książkę “Portugalia do zjedzenia” Bartka Kieżuna bardzo, ale to bardzo Wam polecam!!!
Portugalia do zjedzenia / Bartek Kieżun / Wydawnictwo Buchmann
A tu podrzucam link do strony autora: