“Sobota, prawie wieczór. W zwyczajnej wsi jest cicho i spokojnie. W ogrodzie grupa kobiet czesze pannę młodą, która siedzi na drewnianym stołku wśród malw. Gdzieś w pobliżu musi się kręcić pan młody albo druga panna. Pewnie to po nich zostały zakurzone płatki czerwonych róż, które depczę koło urzędu. Jest lato, więc dużo tu starszych ludzi, którzy korzystając z ciepłych dni, zostawili mieszkania w blokach, windy, supermarkety i rodzinnych lekarzy i wrócili do pueblo, z którego kiedyś uciekli i które co roku, zwłaszcza latem, ściąga ich z powrotem jak nieodcięta pępowina. “
Zaczęłam ją czytać spokojnie. Z każdym zdaniem pochłaniała mnie coraz bardziej. Obraz, który się z niej wyłaniał burzył moje wyobrażenie kraju, który pokochałam, a jednocześnie sprawiał, że zaczynałam rozumieć go mocniej.
Od tych słów nie można się oderwać – pomyślałam. Aleksandra Lipczak przedstawia świat drobiazgowo, ale bez niepotrzebnych uniesień i zachwytów. Dzięki temu wyłania się obraz Hiszpanii dokładny, przemyślany, drobiazgowy. Jakby pisarka wycisnęła ten kraj do ostatniej kropli oliwy.
“Lato 2005. Hiszpanią rządzi diabeł. Tak przynajmniej można pomyśleć, czytając prawicową prasę w Polsce. Diabeł wprowadza parytety, ekspresowe rozwody, aborcję na życzenie dla szesnastolatek, upraszcza i skraca procedurę zmiany płci. Parę lat później stworzy rząd z większością kobiet i ministrą obrony w ciąży. Jakby trzy dekady po śmierci Franco chciał postawić kropkę nad i. Kropka to wszystkie niezałatwione sprawy z przeszłości, które uniemożliwiają nazwanie Hiszpanii prawdziwie nowoczesnym krajem. Imię diabła to José Luis Rodríguez Zapatero.”
Dawno nie czytałam tak świetnych spotkań z ludźmi. Ludźmi, którzy byli dla mnie (i nadal są) wzorem do naśladowania. Za radość życia, za pogodę ducha, otwartość na innych, zaufanie na dzień dobry, za błysk w oku, rozmowy w windzie.
I mimo tego, że książka pokazuje nam Hiszpanię w kryzysie, to widzę ludzi mocnych, działających razem, dalej pełnych pasji. Ludzi, którzy wiedzą, że kryzys minie, a ich kraj pozostanie.
Przeczytajcie koniecznie “Ludzi z Placu Słońca”!
“Wychodzę na plac pełen ludzi. Są tu kobiety w chustkach, skejterzy na deskach, katalońskie flagi na balkonach. Filipińskie nastolatki ćwiczą na dziedzińcu układy taneczne. Z piekarni dochodzą mnie słowa, które sprzedawczyni kieruje do klientów: – Co dla ciebie, mi vida, moje życie? Coś jeszcze, reina, królowo? Wtedy zauważam neon w jednym z okien. Żarówki układają się w wielki napis: d-tox.”
Ludzie z Placu Słońce / Aleksandra Lipczak / Wydawnictwo: Dowody na Istnienie
Po tak wspaniałej i kuszącej recenzji muszę koniecznie zdobyć i przeczytać tę książkę.Podzielę się moimi odczuciami na fb.
Bardzo jestem ciekawa!