Hiszpania Hemingwaya

Podziel się!

Shares

Dostałam do przeczytania książkę. To “Zaś słońce wschodzi” Ernesta Hemingwaya, wydanej przez Marginesy.

To nowe tłumaczenie na język polski tego tytułu. Nie pamiętam poprzedniego, więc nie będę porównywać. Napiszę więc tylko, że wizualnie książka jest piękna. Ma szlachetną twardą obwolutę, zakładkę w formie tasiemki i ładną, łatwą do czytania czcionkę.

Czy książka jest warta przeczytania? Oczywiście! To przecież klasyk literacki, a do tego okazja, by przyjrzeć się pewnym hiszpańskim zjawiskom dokładnie.

Do tego książka wywołała sporą sensację towarzyską, kiedy się ukazała. Wspomnę, że była to pierwsza powieść Hemingwaya. To, co szczególnie godne jest tu adnotacji, to świetny opis lokalnej fiesty i wartkie dialogi. Doskonale oddany klimat lat dwudziestych i świetnie sportretowane “stracone pokolenie”.

“Czytano ją jako powieść z kluczem, portretującą Amerykanów przebywających wówczas w Paryżu, a w postaci Jake’a Barnesa dopatrzono się autoportretu pisarza, nieżałującego swoim rywalom osobistych złośliwości. Za sprawą powieści wyjazdy do Francji i Hiszpanii stały się modne wśród zamożnych amerykańskich studentów, a młode czytelniczki stylizowały się na główną bohaterkę Brett Ashley, którą uznano za wzór kobiety niezależnej i wyzwolonej. Obecnie Słońce zaś wschodzi uważa się za jedno z najważniejszych dzieł Hemingwaya, a nowatorski styl utworu stał się inspiracją dla wielu późniejszych pisarzy.” Tylko od wydawnictwa.

A ode mnie jeszcze moja Ronda, bo jak tu i niej nie napisać, kiedy to ukochane miasto pisarza.

Ronda

Tu wszystko zaczyna się i kończy na moście. On jest najważniejszy. Dzieli, łączy i przyprawia o zawroty głowy. Dosłownie! Lokalni przewodnicy mówią, że kiedy w Rondzie pomieszkiwał Ernest Hemingway, barierki na moście zostały podniesione dla jego bezpieczeństwa. Autor nie wylewał za kołnierz i był strach, że kiedy przemierzał wieczorem most uprawiając “ir de tapeo”, wpadnie do wąwozu.

I bez alkoholu we krwi kręci mi się w głowie, kiedy z Puento Nuevo spoglądam w wąwóz El Tajo. Pół kilometra długości, ponad 150 wysokości, przy dosyć niewielkiej, bo liczącej zaledwie 50 metrów szerokości, wąwóz wygląda jak pęknięcie w skale, które rozdzieliło miasto na pół. Nie wiem, czy to prawda z tą historią o wielkim pisarzu. Pewne jest, że uwielbiał Rondę. Ba! Uważał ją za najpiękniejsze miasto na świecie. Idealne, by odbyć tu miodowy miesiąc. 

Hemingway nie był jedynym wielkim, który upatrzył sobie to miasteczko. Także Orson Wells i Rainer Maria Rilke należeli do jego wielbicieli. Może to z powodu yemas de Ronda (nazywanych także yemas del Tajo, bo tajo to po hiszpańsku wąwóz) słodkości wytwarzanych na bazie cukru i żółtek (przepis chroniony patentem), które w połączeniu z lokalnym słodkim winem stanowią niebo dla podniebienia? Pewności nie mam. Mnie w każdym razie urzekło tu wszystko. Słodkości, danie, o którym na końcu, most, wąwóz, widoki…I piękne pałace domy. 

Wśród nich jest Casa de Mondragón. Ten niewielki pałacyk pochodzi z XIV wieku i był siedzibą  muzułmańskiego króla – Abomelica Abd al-Malika. Z tamtych czasów zachowało się niewiele, bo w XV wieku Rondę przejęli Królowie Katoliccy. Wtedy też rozwinął się styl mudéjar i to jego elementy są najbardziej widoczne w pałacu – posadzki, bogato zdobione sufity, czy wewnętrzny dziedziniec. 

Jednak najbardziej zachwycają ogrody i to przez nie pałac jest nazywany  “małą Alhambrą”. Pełno tu źródełek, fontann, basenów wodnych, różnorodnej roślinności, drzewek pomarańczowych i oliwnych. Na pierwszym piętrze budynku znajduje się Muzeum Miejskie (Museo Municipal de Ronda). Warto tu zajrzeć, by poznać zamierzchłe czasy Rondy i Andaluzji. Tym dawnym czasom można się też przyjrzeć w innym muzeum.

Czy jako dzieci lubiliście opowieści o piratach, zbójnikach i innej maści rzezimieszkach? Ja bardzo! Takie łobuzy zamieszkiwały też andaluzyjskie lasy. Był czas, że traktowano ich jak bohaterów. Romantyczny, czarnooki, być może grający na gitarze, pojawiał się w XIX wiecznych powieściach romantycznych pisarzy. Chcecie się im przyjrzeć z bliska? Proszę bardzo. Museo de Bandolero jest właśnie takim osobom poświęcone. Są tam różnej maści bandyci. Od czasów rzymskich, poprzez arabskie, aż do czasów okupacji francuskiej, kiedy to rozbójnicy stanowili coś w rodzaju partyzantki walczącej z najeźdźcą (taki nasz Janosik trochę), przez okoliczną ludność byli traktowani jak bohaterowie. Ubrania, dokumenty, przedmioty używane przez bandytów, listy gończe, wycinki z gazet, czy książki im poświęcone stanowią kolekcję muzeum.

A jeśli chodzi o książki, to wróćmy do naszego słynnego pisarza, w którego twórczości Hiszpania pojawia się nie raz. Zresztą Hemingway był nie tylko pisarzem, ale także korespondentem wojennym, który opisywał okrutną Wojnę Domową. Z tamtych lat pochodzi “Komu bije dzwon”. Ronda również pojawia się w jego twórczości. Jedną z chyba najbardziej słynnych scen z jej udziałem  jest egzekucja więźniów politycznych, którzy zostali zrzuceni z Puente Nuevo do wąwozu. 

Papa (bo tak w Hiszpanii mówiono na pisarza) to pisarz, który potrafił w niezwykły sposób uchwycić hiszpańskiego ducha. Nic dziwnego. Jego związek z tym krajem wykraczał daleko poza to, czym zachwyca się turysta. Jego wzrok sięgał głębiej. W istotę zawiłości Hiszpanii, jej tradycji i historii. Hemingway miał Hiszpanię w sercu i we krwi. I to chyba z tego powodu, po raz ostatni był tak naprawdę szczęśliwy, kiedy spędzał tu swoje ostatnie urodziny.

Hemingway uwielbiał walki byków (na wszelki wypadek dodam, że pisanie o tym nie świadczy, że ja też jestem ich fanką) i poświęcił im jedną ze swoich powieści “Śmierć po południu”, która w bardzo wnikliwy sposób podchodzi do tego tematu. A jeśli chodzi o walki byków, to w Rondzie warto zobaczyć arenę (i znowu, nie namawiam, by oglądać same walki, tylko arenę), bo to bardzo ciekawy przykład tradycyjnej architektury andaluzyjskiej. Zaprojektował ją José Martín de Aldehuela – architekt od mostu. 

Most oddziela stare miasto (La Ciudad) od nowego. W nowym zlokalizowana jest właśnie Plaza de Toros. Historia korridy jest mocno powiązana z Rondą, która uznawana jest za jedno z najważniejszych miast w jej historii. Stąd wywodzą się dwa wielkie rody – Romero oraz Ordóñez. Pierwszy ród uznawany jest za twórców nowoczesnej korridy (walka piesza, bez udziału koni). Przedstawiciel drugiego rodu – Antonio Ordóñez przyjaźnił się z Hemingwayem. 

I to on postarał się, by ostatnie urodziny Hemingwaya zorganizowano z wielką fetą. Miały one miejsce  w Churrianie w okolice Malagi. Szampan dostarczono z Francji, chińskie jedzenie z Londynu. Specjalny pokaz fajerwerków wyreżyserował znawca tematu z Walencji. Orkiestra grała na żywo. Hemingway na krótko wrócił do swojej dawnej formy i był gwiazdą dwóch urodzinowych dni. Dawno go takim nie widziano. 

Hemingway po Andaluzji podróżował przez całe życie. Jednak po sześćdziesiątych urodzinach jego zdrowie psychiczne gwałtownie się pogorszyło. Miał ataki paranoi i kilkakrotnie próbował odebrać sobie życie. Aż wreszcie mu się to udało. W jego domu znaleziono bilety na walkę byków w Pampelunie, która miała się odbyć niebawem. 

Ronda jest znana ze swojego mostu, wąwozu oraz domów zbudowanych na wysokich klifach.. Dla mnie jednak to miasto Hemingwaya. Spacerując jego uliczkami warto pomyśleć o człowieku, który hiszpański temperament miał w swojej krwi. Hemingway uwielbiał wszystko, co związane z Hiszpanią. Kawę, wino, tapas, walki byków. Przy arenie (chyba nie wspominałam jeszcze, że jednej z najstarszych w Hiszpanii) Papa stanął na zawsze, aby zapatrzeć się się na życie i śmierć.

Lekturę książki gorąco polecam Waszej uwadze!

Ernest Hemingway Wydawnictwo: Marginesy

https://marginesy.com.pl/sklep/produkt/133498/slonce-zas-wschodzi

Podziel się!

Shares
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments