Hiszpania jest krajem, w którym można się zakochać od pierwszego wejrzenia. Banał, ale tak się ze mną stało. Nie tylko od pierwszego spojrzenia, ale również od pierwszego ugryzienia. W moim przypadku pierwszym gryzem był królik w jakimś podrzędnym tapas barze w Nijar.
A pierwsze spojrzenie padło na malutkie lotnisko w Almerii w Andaluzji.
Stamtąd zostałam “porwana” właśnie do Nijar na rzeczonego królika, a zaraz potem do miejsca, gdzie od wielu lat wyrabia się i ręcznie maluje piękną ceramikę.
O ceramice jeszcze będzie, teraz jednak czas na kolejne banały.
Andaluzja – tu słońce świeci ciągle, ludzie się uśmiechają, flamenco słychać wszędzie, a oliwa ma wyborny smak. I znowu prawda. Hiszpańska oliwa z oliwek jest znakomita, ma niezliczone smaki. Może być łagodna i przejrzysta, może być lekko cierpka i mętna, może być z dodatkiem chili lub czosnku. Słońce i uśmiech idą w parze, a flamenco, mimo że w wielu miejscach pod turystów, to ciągle żywe, rozpalające zmysły, ważne dla miejscowych, a przede wszystkim piękne. Pamiętam, jak na przerwach pomiędzy lekcjami (mieszkałam naprzeciw szkoły podstawej) dzieciom na dworze puszczano właśnie flamenco, a one przy tym szalały i biegały. Pamiętam lokalne święta, kiedy dziewczynki, dziewczyny i kobiety w tradycyjnych strojach do flamenco szły ulicami i śpiewały, a wieczorem odbywały się tańce. Pamiętam bar w Sevilli, gdzie przypadkowo trafiliśmy pewnej nocy prosto na koncert flamenco.
Banalne, prawda? Ja jednak gorąco polecam te banały. Nie zawiodą was.